O. Edewou Roger

Edewou, Roger, Kara, Sokode, (Tog.)- 82 06 07 11 12

Pracuje w: POL


MOJA DROGA DO ZYCIA ZAKONNEGO

Każde powołanie ma swój początek. Nie są to wielkie wydarzenia, ale czasem chodzi o rzecz nadzwyczajną. Zwykle jednak wszystko dzieje się nie­zauważalnie i bardzo prosto. Dokładnie tak było z moim powołaniem. Wszystko zaczęło się, gdy dostałem od kolegi ulotkę o werbistach. Pochodzę z diecezji Sokode w Togo. Często mówię o sobie, że jestem wędrowcem. Dlaczego? Ponieważ urodziłem się w Karze, a następnie przeprowadziłem się z rodzicami do miasta Sokode, które jest stolicą prefektury Tchaoudjo (na którą składają się kantony), gdzie wzrastałem. Wśród mieszkańców central­nego Togo znaleźć można przedstawicieli niemal wszystkich 40 grup etnicznych całego kraju. Z punktu widzenia religii kultury region ten charakteryzuje się silnymi naleciałościami islamu. Świadczy o tym duża liczba meczetów oraz sposób ubierania się miejscowej ludności: mężczyźni noszą długie, luźne tuniki, a kobiety lubią zakładać ubrania w żywych kolorach. Kobiety często mają też długą przepaskę, która zawiązana wokół klatki piersiowej służy do podtrzymywania dziecka noszonego na plecach.

Nigdy nie myślałem, że kiedyś przyjmę chrzest i zostanę katolikiem, ponieważ wzrastałem w rodzinie niekatolickiej. Mój tata jest protestantem, a mama wyznaje religię tradycyjną. Dobrze się złożyło, że rodzice dali nam, dzieciom, wolność wyboru religii. Oboje pochodzą z dwóch różnych grup etnicznych. Właśnie dlatego już od dzieciństwa posługiwałem się dwoma językami lokalnymi.

Za moich czasów nie było jeszcze szkół prywatnych w Sokode, więc rodzice wysłali mnie do szkoły państwowej. Wszystko było dobrze do momentu, gdy nagle w 1990 r. wybuchły strajki w całym kraju. W tym czasie wszystkie szkoły państwowe przestały funkcjonować, natomiast sytuacja ta nie miała wpływu na szkoły katolickie. Uważam, że te strajki pomogły mi znaleźć drogę do Kościoła katolickiego. Nie byłem jeszcze wtedy ochrzczony. Zacząłem uczęszczać do szkołykatolickiej i to tu coś mnie dotknęło. Zauważyłem, że uczniowie z rodzin muzułmańskich umieli odmawiać niektóre modlitwy chrześcijańskie, takie jak Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Nie znałem w owym czasie tych modlitw, ponieważ byłem nowy w tej szkole. Tymczasem obowiązywała tu zasada, że codziennie przed rozpoczęciem lekcji nauczyciele wraz z uczniami odmawiali modlitwy. Były również lekcje religii. Niektórzy koledzy z klasy mieli dodatkowe imiona w dokumentach. Nie wiedziałem, dlaczego. Długo się zastanawiałem nad tym, aż zapytałem. Każdy mówił, że są to imiona świętych, które przyjęli przy sakramencie chrztu. To mi się spodobało i chciałem też przyjąć chrzest. Niedaleko naszej szkoły jest dom sióstr Notre Dame des Apótres (N.D.A.), gdzie można było zapisać się na katechezę przygotowującą do przyjęcia sakramentów. Pewnego dnia, po szkole, poszedłem do mojego taty i powiedziałem, że chcę przyjąć chrzest. Popatrzył na mnie i powiedział: „To twój wybór, ja nie mam nic przeciw temu". Zapisałem się i tak krok po kroku przygotowywałem się do sakramentów: chrztu, Pierwszej Komunii i bierzmowania. Kiedy zdałem maturę, wróciłem do domu i powiedziałem mamie, że chyba moje marzenia się zmieniają. Nie pójdę na studia, jak wcześniej planowałem, lecz wstąpię do seminarium. Wtedy jeszcze nie wiedziałem wiele o misjach, ale chciałem zostać właśnie misjonarzem.
W 2003 r. rozpoczął się nowy okres w moim życiu - formacja zakonno-misyjna. 26 października wstąpiłem do Zgromadzenia Słowa Bożego w Lome. Rozpoczął się czas postulatu, czyli poznawania zgromadzenia, a jednocześnie podjąłem studia filozoficzne, które trwały trzy lata. Potem pojechałem do sąsiedniej Ghany, do Nkwatia-Kwahu, gdzie odbyłem roczny nowicjat. Był to piękny czas, który dobrze wspominam. 20 lipca 2007 r. złożyłem pierwsze śluby zakonne, po których zostałem przeznaczony do Polski na studia teologiczne. Najpierw jednak uczyłem się języka polskiego na uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po święceniach kapłańskich będę pracował w Polsce. Zdaję sobie sprawę, że chociaż znam już język, nie będzie łatwo. Jednak zawsze byłem optymistą i wiem, że Bóg czuwa nade mną i będzie prowadził.
Korzystając z okazji, chciałbym życzyć wszystkim czytelnikom „Misjonarza" i sobie, aby konsekwencją kroczenia za Chrystusem zmartwychwstałym było nasze misjonowanie wśród ludzi, a więc dzielenie się wiarą i świadectwo życia według Ewangelii. Proszę o modlitwę i zapewniam, że ja również o Was będę pamiętał w swoich modlitwach.

Roger Edewou SVD

za: Misjonarz nr 5/2011, str 3