Modlitwa została wysłuchana

o. Józef Glinka SVD, INDONEZJA
Moi Kochani! Podzielę się dzisiaj dwoma ciekawymi prze­życiami.
Mój starszy o 9 lat przyjaciel Osantana, potra­fił modlić się za chorego, często bardzo skutecznie. Ostatnio poprosił mnie, bym mu towarzyszył w mo­dlitwie. W drodze do chorego prosiłem Ducha Świę­tego o pomoc. Chory cierpiał na raka języka. Osanta­na bardzo ładnie przygotował pacjenta, którego od dziesiątek łat dobrze znał, bo są sąsiadami. Poprosił mnie, abym pomodlił się pierwszy.

Po wezwaniu Ducha Świętego zwróciłem się o wstawiennictwo do błogosławionego Jana Pawła II. W pewnym momen­cie poczułem, że stoi On obok mnie, ujął mnie za rękę i powiada: „Spokojnie, ufaj, wszystko będzie dobrze ". Stałem jak w zachwycie, a gdy skończyłem modlitwę, nieco potrwało, nim wróciłem do rzeczy­wistości. Później Osantana rozpoczął swoją modli­twę. Na koniec udzieliłem choremu błogosławieństwa.

Po raz pierwszy w życiu byłem w takim stanie. Trudno mi to opisać słowami. To było przeżycie pozazmysłowe, czułem się jakbym był w innym świecie lub wymiarze. Obecność Jana Pawła II czułem tak konkretnie, jak w 1989 r. w Ritapiret, kiedy objął mnie ramieniem i zaprowadził do samochodu. Potem oczekiwałem, czy to Jego zapewnienie, że „wszystko będzie dobrze" było jedynie moim emocjonalnym odczuciem, czy też będzie realne i lekarze orzekną, że pacjent jest zdrowy. Uzdrowienie jednak nie nastąpiło. Lekarze w Singapurze wycięli raka na języku. Syn chorego prosił mnie znowu o modlitwę, a że nie ma skuteczniejszej od Mszy Świętej, odprawiłem więc ją i wtedy poczułem pewność, że modlitwa została wysłuchana. Jednak było to całkiem coś innego niż się spodziewaliśmy.

Cała trójka jego dzieci jest katolikami. Chodzili do katolickich szkół i tam przekonali się do katolicyzmu. Ojciec formalnie określał siebie jako członka Kościoła protestanckiego, ale nie był ochrzczony. Syn zapytał go więc, czy chciałby być ochrzczony, na co on się zgodził i parę dni później nasz biskup ochrzcił go osobiście. Stan chorego szybko się pogarszał. Gdy wydawało się, że nadeszła jego ostatnia godzina, pojechałem do szpitala, aby się modlić w czasie jego konania, jednak trwało ono jeszcze dość długo bo parę dni. Stojąc przy chorym, uświadomiłem sobie, co bł. Jan Paweł II miał na my­śli. Chory wprawdzie nie wyzdrowiał, ale dostał wię­cej - bo otrzymał życie wieczne. Do cnotliwych nigdy nie należał, ale podobnie jak dobry Łotr, w obliczu śmierci westchnął do Jezusa, a bł. Jan Paweł II natchnął go do tego.

Wiedziałem, że zmarły należał do najbogatszych ludzi w Indonezji, ale nie wyobrażałem sobie, jaki posiadał majątek. Po śmierci w prasie pojawiło się o nim wiele artykułów a zwłaszcza na temat pozostawionego majątku. Podawano nawet ile pieniędzy posiadał w bankach. Prawdopodobnie jest tego kilkadziesiąt milionów dolarów. Chińczycy pokazują swoją miłość i uszanowanie wobec rodziców w jakości trumny i wspaniałości pogrzebu. Zakupiono mu więc trumnę za 500 milionów rupii, a może nawet więcej. W przeliczeniu jest to ponad 57 tysięcy dolarów. Jest to trumna z najlepszego drzewa, pokryta rzeźbami. Mój Boże - pomyślałem sobie - ilu ludziom można by pomóc za takie pieniądze. Gdybym dostał 10% tego, moi mali podopieczni mieliby zapewnioną szkołę aż do uniwersytetu. Pogrzeby w Indonezji ze względu na klimat odbywają się w dniu śmierci albo najpóźniej nazajutrz. Ten pogrzeb odłożono do 15 dnia. Myślałem, że to dlatego, żeby rodzina z całego świata mogła przyjechać na czas. Okazało się jednak inaczej. Chiński „mędrzec", którego zapytano o zdanie, orzekł, że dobry dzień na pogrzeb to właśnie 22 sierpnia. Rozumiem, że pyta się takich „mędrców" o dobry dzień na ślub lub na jakieś inne przedsięwzięcie, ale o dobrym dniu na pogrzeb, słyszę po raz pierwszy. Tak to jest niby gorliwi katolicy, ale dusza nadal pozostała chińska.

Prawie codziennie, któryś z księży w tym czasie odprawiał Mszę św. Pierwszy raz w życiu koncelebrowałem Mszę św. pogrzebową w niedzielę. Wszystkie one były przejawem miłości wobec zmarłego ojca. Zmarły urodził się w 1937 roku, czyli miał 74 lata. Chińczycy jednak inaczej liczą wiek. Gdy dziecko się urodzi, ma już rok (bardzo logiczne!). Tak więc według tej rachuby miał 75 lat. Na ogłoszeniu jednak widniało, że miał 81 lat. Wynika to z tego, że, niektórzy dostają podobno bonus, gdyż niehonorowo jest umrzeć zbyt młodo. Gdy Chińczyk przeżyje 10 lat, dodają mu 1 rok itd. Zmarły miał ponad 70 lat, a więc doliczono mu jeszcze siedem dodatkowych, i tak wyszło 81 lat. Zaraz przyszedł mi na myśl sposób liczenia lat u Żydów, bo patriarchowie umierali wiekowo. Może też im coś doliczali, by podkreślić, że Pan ich obdarzył długowiecznością.

Od syna zmarłego dowiedziałem się, że jest jeszcze inny powód odłożenia pogrzebu, a mianowicie budowa grobu. Rodzina kupiła ziemię na własny, rodzinny cmentarz. Zgodnie z chińską tradycją cmentarz powinien być na zboczu nachylonym na wschód, tak, aby pierwsze promienie słońca padały na groby. Nad grobem stawia się jakby domek z drzwiami (tablicą) właśnie od wschodu. W 3, 7 i 49 dzień syn udaje się do grobu ojca przed wschodem słońca. Chińczycy wierzą, że dusza odchodzi w zaświaty nie od razu po śmierci, ale dopiero 49 dnia.

A teraz inne zdarzenie. Trzy tygodnie temu dostałem zaproszenie na koncert dobroczynny na rzecz instytutu dla dzieci niepełnosprawnych. Założył go kilkadziesiąt lat temu holenderski łazarzysta - ks. Janssen. Założył również instytut świecki sióstr, które opiekują się tymi dziećmi. Mają już ponad 20 podobnych domów w całej Indonezji. Znam ks. Janssena już od blisko 30 lat, ale po raz pierwszy spotkałem się bezpośrednio z jego podopiecznymi. To co zobaczy­łem, przekonało mnie, że należałoby je nazwać „ina­czej sprawnymi" niż niepełnosprawnymi. Najpiękniej śpiewały trzy niewidome dziewczynki. Jedna z nich grała również na gitarze. Przy wejściu inna dziew­czyna bez rąk, malowała ustami wzory do batików, a obok siedziała niewysoka, ok. 1 metr wzrostu ko­bieta, która od razu je wykonywała. W taki sposób między innymi te „niepełnosprawne" dzieci zarabiają na życie. Ja nawet ręką nie potrafiłbym tak pięknie malować. W nieco zniekształconym ciele żyją wspa­niałe dusze. Bardzo dużo można się od nich nauczyć, a przynajmniej ja tego doświadczyłem. Aż strach pomyśleć, że niektórzy lekarze (albo raczej rakarze) uważają, że takie dzieci nie powinny się rodzić.

Kolejny raz Pan Bóg wystawił moją ufność w Jego Opatrzność na próbę. Moi podopieczni stale potrzebują wsparcia, a moja kasa coraz bardziej pusta i dochody coraz mniejsze. Powinienem się uczyć za­ufania od ks. Janssena i przede wszystkim od tych cieleśnie upośledzonych dzieci. Ufam więc, że Pan Bóg pobudzi jakieś ofiarne serca ku pomocy i moi podopieczni nie będą musieli przerywać szkoły.

Często pytacie, jak moje zdrowie. Odpowia­dam: tak jak u 79-latka! Raz na wozie, raz pod wo­zem. Kolana trochę wydobrzały, ale od tygodnia do­kucza mi zakażenie podskórnej tkanki łącznej w le­wej nodze. To często może powstać od zwykłego zadraśnięcia skóry lub ukłucia komara, których u nas nie brakuje. Mam tę nogę zabandażowaną i połykam od 8 do 11 tabletek dziennie. Jeśli teraz ludzie żyją dłużej niż dawniej, to dzięki rozwojowi medycyny. Dobrze robi od czasu do czasu siedzenie w poczekal­ni u lekarza. Jak widzę dolegliwości innych pacjen­tów, stwierdzam, że nie powodzi mi się jeszcze naj­gorzej. Wszystkim, którzy przysłali mi listy i którzy wspomagają mnie modlitwą oraz ofiarą serdecznie dziękuję. Pozdrawiam Was z coraz gorętszej Surabayi.

W miłości Słowa Bożego,

o. Józef Glinka SVD
Grudzień 2011

JAK NAS ZNALEŹĆ

SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI

Dom Misyjny Księży Werbistów
ul. Klasztorna 4, Górna Grupa
86-134 Dragacz

Tel.: (52) 330 63 00
Tel. kom: 887 415 757
E-mail: svd.g.grupa@werbisci.pl

Nr konta bankowego
98 1600 1462 1837 9336 0000 0001

© 2022 Dom Misyjny św. Józefa

Nasza strona wykorzystuje ciasteczka (cookies). Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na ich używanie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. WIĘCEJ